Kim jesteśmy, jak inwestujemy,
co nas wyróżnia
CZYTAJ >>>
Ring Caspara: Świński dołek
Z Błażejem Bogdziewiczem i Piotrem Przedwojskim, zarządzającymi z Caspar TFI, o kolejnej dziwnej modzie na inwestowanie, skutkach skokowego wzrostu płacy minimalnej, zmianach dla polskich przedsiębiorców i centralnym sterowaniu gospodarką, rozmawia Piotr Gajdziński.
– Rozmawiamy tuż po zbombardowaniu instalacji naftowych w Arabii Saudyjskiej. Wiele wskazuje na to, że za tym atakiem stoi Iran. Jakie będą konsekwencje? Arabia Saudyjska jest sojusznikiem Stanów Zjednoczonych…
Piotr Przedwojski: – I ósmym krajem na świecie pod względem wielkości wydatków na armię. A jednak dała się ograć. Trudno powiedzieć, jakie będą konsekwencje tego ataku. Oczywiście wzrost cen ropy naftowej jest przesądzony. Pytanie, jak wysoki będzie to wzrost. Arabia Saudyjska tradycyjnie odgrywała na tym rynku rolę stabilizatora, którą teraz, jak się wydaje, przejmie Rosja, więc ona na pewno na tym skorzysta.
Błażej Bogdziewicz: – Sytuacja jest dość dziwna. Przypominam, że miało dojść do rozmów amerykańsko-irańskich. Prezydent Trump mocno złagodził swoją wojowniczą retorykę sprzed kilku tygodni, ostatnio wypowiadał się w dość pojednawczym tonie. Można się zastanawiać, czy nie mamy do czynienia z prowokacją, która miała zbliżające się rozmowy storpedować. A jeśli tak, to zasadne jest pytanie, kto się tej prowokacji dopuścił.
Piotr Przedwojski: – Warto pamiętać, że Arabia Saudyjska w ogromnym stopniu jest odpowiedzialna za konflikt zbrojny w Jemenie. Konflikt niezwykle brutalny, gdzie dochodzi do masowych morderstw na ludności cywilnej, w tym na dzieciach i kobietach. Najwyraźniej jest to świadoma polityka Arabii Saudyjskiej. Kto sieje wiatr, zbiera burzę. Niestety, świat się za mało tym interesuje.
Skokowy wzrost płacy minimalnej w Polsce
– Poczekajmy na rozwój wypadków i przejdźmy do Polski. Jak przyjmujecie pomysł skokowego wzrostu płacy minimalnej?
Piotr Przedwojski: – Dlaczego tak mało?!
– Żartujesz, a nie wszystkim jest do śmiechu.
Piotr Przedwojski: – Dobrze, wyjdę poza wątki kabaretowe. Pewien duży bank sporządził w związku z tym pomysłem interesujący raport, w którym między innymi zbadał, jak w ostatnich dziesięciu latach płaca minimalna rosła w stosunku do średniej pensji. Z wykresu wynika, że mieliśmy systematyczny wzrost płacy minimalnej, od 35 na początku wieku do 45% obecnie . Co interesujące, wzrost płacy minimalnej nie był skorelowany z nakładami inwestycyjnymi przedsiębiorstw. Czyli argument o oczekiwanym wzroście inwestycji wywołanym podniesieniem płacy minimalnej wydaje się chybiony. Inny argument, mówiący, że podniesienie płacy minimalnej wywoła wzrost konsumpcji, a tym samym wzrost gospodarczy, był ilustrowany Anglią z czasów rewolucji przemysłowej. Przecież w czasie rewolucji przemysłowej w Anglii nie było płacy minimalnej!
– To ważne, bo pomysłodawcy twierdzą, że wzrost płacy minimalnej to prosty sposób na „uwolnienie polskiego kapitału”, czyli na wzrost inwestycji.
Piotr Przedwojski: – Powtarzam, nie ma takiej korelacji. I to chyba nie tylko w Polsce, bo inaczej powszechnie w innych krajach byłoby to stosowane. I drugi interesujący fakt z przywołanego przeze mnie raportu. Wzrost płacy minimalnej do 4 tysięcy zł spowoduje, że będzie to – patrząc na wartość nominalną liczoną wg. tzw. parytetu siły nabywczej – jedna z czterech najwyższych płac minimalnych w krajach OECD. Nominalnie! I jeszcze jedna uwaga. Ten pomysł jest kolejnym krokiem w stronę ręcznego sterowania gospodarką. Wszyscy, jak tu siedzimy, pamiętamy jak to się skończyło w czasach ”słusznie minionych”.
Błażej Bogdziewicz: – Trzeba powiedzieć, że do tej pory podnoszenie płacy minimalnej nie spowodowało szkód w gospodarce, a w niektórych branżach, na przykład budowlanej zmniejszyło szara strefę. Ale też dotychczas nie robiono tego skokowo. Teraz postanowiono drastycznie zaingerować w rynek, co oznacza, że ten mechanizm zostanie zachwiany. Oczywiście, można powiedzieć, że rynek nie działa, rynek się myli, politycy i urzędnicy wiedzą lepiej. Ale to się nazywa socjalizm. Walka z rynkiem pozornie przez jakiś czas, nawet się udaje, ale nigdy dłuższym terminie dobrze się nie kończy.
– Skąd u rządzących to przekonanie, że firmy można “doić” w nieskończoność?
Piotr Przedwojski: – Wracamy do gospodarki centralnie sterowanej, ona z powodów ideologicznych zażynała prywatny biznes. Jeśli te zapowiedzi wejdą w życie, firmy zaznają szoku ekonomicznego. Część z nich z pewnością się dostosuje do gorszych warunków, ale trudno przewidzieć reakcje przede wszystkim małych biznesów. Bo one zostaną najmocniej trafione. Natomiast duże firmy sobie z tym poradzą, tam może nawet dojść do wzrostu inwestycji, np. na automatyzację. Będzie ich na to stać. To kolejny element wspierania dużych przedsiębiorstw, czyli coraz większy powrót do czasów „słusznie minionych”. Już widzę mały biznes – fryzjerów, małe sklepy – zatrudniające roboty do prostych prac To jest jak sen…
– W polskich realiach „duże” oznacza państwowe…
Piotr Przedwojski: – W znacznej mierze tak właśnie jest.
Błażej Bogdziewicz: – Do tej kategorii zaliczają się też firmy zagraniczne. One również sobie poradzą, bo koszty pracy w Polsce nadal będą niższe niż na przykład w Niemczech lub Stanach Zjednoczonych. One zresztą, jak uczy historia, mogą liczyć na dotacje z państwowej kasy. Przypomnę choćby przykład JP Morgana, amerykańskiego banku, który dostał 20 milionów zł w zamian za otwarcie dużego biura w Warszawie.
Piotr Przedwojski: – Inna sprawa jak w nowych warunkach zachowają się mniejsze firmy. Część biznesu zapewne zejdzie do szarej strefy, co odbije się na wpływach podatkowych.
Błażej Bogdziewicz: – Po wprowadzeniu wysokiej płacy minimalnej i podniesieniu składek na ZUS nic się nagle nie zawali. Negatywne konsekwencje oczywiście będą, ale one w różnych stopniu dotkną różne podmioty. Rzecz jasna najbardziej te mniejsze, bo jak fryzjer ma zastąpić swojego pomocnika robotem? Roboty długo nas jeszcze nie będą strzygły.
– Ceny usług wzrosną.
Błażej Bogdziewicz: – Bez wątpienia, ale mimo to nie wszyscy sobie w nowej sytuacji poradzą. Konsekwencją będzie też wzrost inflacji.
– Do tej pory obecny rząd jakoś sobie z gospodarką radził…
Błażej Bogdziewicz: – Tak bywa. Do tej pory polityka obecnego rządu, podobnie jak wielu wcześniejszych, sprzyjała wzrostowi gospodarczemu. Ale nie jest tak, że cokolwiek ten rząd będzie robił, to przyniesie pozytywne skutki. Dobrym przykładem, swojego rodzaju memento, jest tu przykład rządzonej przez Recepa Erdogana Turcji. W pierwszym okresie jego rządów, Turcja była ulubieńcem inwestorów. Miała stabilną walutę, przewidywalną politykę podatkową, inflacja spadała, a sytuacja ekonomiczna społeczeństwa się poprawiała. Niestety, w pewnym momencie ekipa Erdogana zaczęła wprowadzać do swojej polityki gospodarczej istotne zmiany. O ile przez lata Turcja bardzo dobrze współpracowała z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, to nagle przestała, utrzymanie inflacji w ryzach przestało być priorytetem, rozkręcono akcję kredytową, coraz więcej pieniędzy i intratnych kontraktów zaczęło trafiać do firm powiązanych z politykami rządzącej partii. Efekty widać – kapitał ucieka, inflacja jest wysoka, lira dramatycznie się osłabiła, a wzrost gospodarczy jest w ostatnich latach znacznie niższy niż poprzednio.
Dlaczego warto się zapisać?
- Przed innymi otrzymasz powiadomienia o wywiadach z naszymi specjalistami.
- Będziesz na bieżąco z najnowszymi wpisami z bloga, aktualnościami dotyczącymi spółki i innymi starannie wyselekcjonowanymi materiałami.
- Będziemy Cię informować o aktualnych promocjach.
- Nie będziesz otrzymywał niechcianych wiadomości.
Zapisz się do newslettera Caspar!
Moda na dziwne inwestycje
– Politycy… Zostawmy to. Porozmawiajmy przez chwilę o absurdach związanych z inwestowaniem, bo Polacy w poszukiwaniu rentowności wpadają w kuriozalne pułapki. Modne ostatnio stało się inwestowanie w aparthotele. To kolejna pułapka?
Piotr Przedwojski: – Na lokatach bankowych się traci, polska giełda wygląda tak, jak wygląda, a wielu Polaków boi się inwestować zagranicą. Ze szkodą dla siebie zresztą. A ponieważ, o czym już mówiliśmy, mamy coraz więcej pieniędzy, to szukamy sposobów, aby pomnażać nasz majątek. Jeśli nie lokaty, nie giełda, to pozostają nieruchomości. Reklama robi swoje. Ludzie jej ulegają, dają się omamić i kupują apartament w jakiejś miejscowości letniskowej wierząc, że zarobią na tym krocie.
– Ale przecież turystyka się rozwija, coraz chętniej jeździmy, Polskę odwiedza coraz więcej turystów zagranicznych. Gdzie ryzyko?
Piotr Przedwojski: – W mechanizmie tej inwestycji zaszyte są silne, nieujawniane konflikty interesów między inwestorem a deweloperem. Deweloper buduje aparthotel, a inwestycje finansują ci, którzy kupują w nim apartamenty. Czyli developer zarabia na budowie – to pierwszy konflikt. Przy czym deweloper sprzedaje tylko część z nich, resztę pozostawia sobie. Z reguły jest także operatorem obiektu, co oznacza, że to on wynajmuje poszczególne apartamenty. Które przede wszystkim? Te należące do niego, czy te, które kupili inwestorzy indywidualni? To drugi konflikt. Tu jest również asymetria informacji, bo deweloper dysponuje wiedzą o popycie na pokoje (tzw. obłożenie) i co gorsza może tym obłożeniem sterować. Na dodatek inwestorom gwarantuje się, że stopa zwrotu z tej inwestycji wyniesie rocznie na przykład 7%. Kto gwarantuje? Ilu indywidualnych inwestorów sprawdza, jakim kapitałem dysponuje firma udzielająca gwarancji? Warto pamiętać, że rentowność biznesu hotelowego opiera się na wykorzystaniu obłożenia – tu jest duża dźwignia operacyjna, czyli wysokie obłożenie to wysokie zyski, niskie obłożenie, to niskie zyski lub wręcz straty. Wcale się nie zdziwię, gdy w okresie dekoniunktury deweloper zgodzi się łaskawie odkupić te obiekty należące do inwestorów po śmieszniej niskiej cenie, a inwestorzy poniosą straty kapitałowe. Wszystko zgodnie z prawem.
Błażej Bogdziewicz: – Inwestowanie w apartamenty w miejscowościach turystycznych to biznes hotelowy, czyli cykliczny. Czym innym jest kupno mieszkania na wynajem w dużym mieście, Warszawie, Poznaniu, Krakowie, gdzie wynajęcie mieszkania, choćby studentom, jest łatwe, a w razie dekoniunktury sprzedaż lokalu prostsza. Taką inwestycję można uznać za w miarę płynną. Tymczasem jeśli chodzi o aparthotele, to podaż dramatycznie rośnie. Niestety, wzrost podaży w dużym stopniu jest efektem decyzji nie specjalistów znających branżę, ale inwestorów indywidualnych, chcących ulokować korzystnie swoje środki i niestety dopóki indywidualni inwestorzy będą dawali pieniądze, to deweloperzy będą budowali kolejne aparthotele. Ale w pewnym momencie, już niebawem, rynek się nasyci, a liczba turystów nie będzie już tak dynamicznie rosła. Z tym biznesem jest trochę tak, jak ze słynnym „świńskim dołkiem”. Tyle, że właściciele apartamentów nie będą mogli, wzorem hodowców świń, protestować blokując centrum Warszawy. A nawet jeśli, to ten protest nie przyniesie żadnego skutku.
Rozmawiał Piotr Gajdziński
– tytuł „świński dołek” odnosi się do „świńskiego cyklu”, czyli cyklu koniunkturalnego powodującego wahania cen i produkcji żywca wieprzowego. Pojęcie świńskiego dołka odnosi się do sytuacji, gdy ceny spadają – a koszty produkcji wręcz przeciwnie. Może to powodować strajki rolników, którzy mogą domagać się odpowiednich regulacji.
Podobne wpisy:
Obejrzyj, skąd wzięły się tak dobre wyniki Strategii Akcyjnej USA za rok 2018:
TAGI: Ring Caspara, rynki finansowe,