Kim jesteśmy, jak inwestujemy,
co nas wyróżnia
CZYTAJ >>>
Ring Caspara: To nie będzie pokój, raczej rozejm. Ale to już coś
Rozmowa z Piotrem Przedwojskim i Błażejem Bogdziewiczem, zarządzającymi Caspar TFI o wojnie handlowej, polityce fiskalnej, zakupach złota i korektach na amerykańskich giełdach.
– Urzędy Skarbowe wysyłają do nowożeńców wezwania żądając informacji kto przygrywał im na weselu, skąd pochodziły kwiaty, którymi udekorowano kościół… Czy ten rosnący w Polsce fiskalizm służy rozwojowi gospodarki, czy raczej prowadzi do jej zarżnięcia? Przecież szara strefa istnieje wszędzie, nawet w uchodzących za kraj bardzo uporządkowany Niemczech.
Piotr Przedwojski: W indeksie Banku Światowego Doing Business, który bada łatwość prowadzenia działalności gospodarczej, Polska ostatnio spadła. O ile za rok 2017 znajdowaliśmy się na 24 miejscu, to w badaniach opublikowanych pod koniec października za 2018 rok obsunęliśmy się na miejsce 27. Dlaczego? Z raportu można wyczytać na przykład, że trudniej w Polsce rozpocząć biznes, gorzej jest z ochroną inwestorów mniejszościowych, trudniej uzyskać kredyt i są gorsze regulacje fiskalne. Łatwiej za to z pozwoleniami na budowę. Według Banku Światowego w 2018 roku rząd nie wdrożył ani jednej istotnej reformy (dla porządku trzeba dodać, że też niczego istotnie nie pogorszył). Dodam jeszcze, że istotnie w dół odstajemy od lat w kategorii „rozpoczynanie biznesu”. Raport jest łatwo dostępny… Warto przy tym pamiętać, że na przykład Rosja poprawiła w rankingu Doing Business pozycję z 40 na 35. Inne fakty. Mamy jeden z najwyższych VAT-ów w Europie, a wysoki VAT jest zawsze pokusą do jego omijania, czyli do popełniania przestępstw. Ale jedną kwestią jest poziom fiskalizmu, drugą zaś, być może nawet ważniejszą, poczucie stabilności prawa. Tymczasem krajowi przedsiębiorcy w Polsce nie mają poczucia, że przepisy prawa są stabilne. Obecny rząd walcząc o zwiększenie ściągalności VAT, bez wątpienia zwiększa fiskalizm, co oczywiście ma swoje pozytywy, ale może prowadzić też na przykład do niskiego poziomu inwestycji. Dopiero od trzech kwartałów inwestycje krajowe rosną, ale zaledwie od ostatniego kwartału rosną prywatne inwestycje krajowe – tylko drugi raz od 2015 roku. Zobaczymy na ile to jest trwała tendencja.
Błażej Bogdziewicz: – Nie ma wątpliwości, że fiskalizm negatywnie wpływa na wzrost gospodarczy. Z szarą strefą należy bez wątpienia walczyć, bo to jest w interesie wszystkich, ale trzeba to robić inteligentnie, a nie wszystkimi możliwymi metodami. Siekiera i buldożer są być może dobrymi narzędziami do karczowania Puszczy Białowieskiej, ale są one mało przydatne do wprowadzania zmian w gospodarce. We wszystkim należy zachować umiar i zdrowy rozsądek, bo inaczej bardziej się szkodzi niż pomaga.
– Mam wrażenie, graniczące z pewnością, że rosnący fiskalizm uderza przede wszystkim w polskie firmy…
Błażej Bogdziewicz: – Oczywiście, że tak.
Dlaczego warto się zapisać?
- Przed innymi otrzymasz powiadomienia o wywiadach z naszymi specjalistami.
- Będziesz na bieżąco z najnowszymi wpisami z bloga, aktualnościami dotyczącymi spółki i innymi starannie wyselekcjonowanymi materiałami.
- Będziemy Cię informować o aktualnych promocjach.
- Nie będziesz otrzymywał niechcianych wiadomości.
Zapisz się do newslettera Caspar!
– …bo ponadnarodowe koncerny z armią prawników, jakoś sobie z Urzędami Skarbowymi radzą.
Błażej Bogdziewicz: – Twarde dane absolutnie jednoznacznie wskazują, że międzynarodowe koncerny płacą z reguły niższe podatki niż średnie i małe firmy. Dodam, że robią to najzupełniej legalnie. W Polsce każdy kolejny rząd obiecuje wsparcie dla rodzimych firm, a zawsze kończy się na wspieraniu zagranicznych. Już kilka miesięcy temu przytaczaliśmy tu najbardziej jaskrawe tego przykłady – choćby dotację dla JP Morgana, który dostał potężne pieniądze na zatrudnienie iluś tam bankowców. Albo jeszcze bardziej jaskrawy przykład w postaci pieniędzy na budowę fabryki LG w Jaworze pod Wrocławiem. Polski przedsiębiorca takich dotacji nie dostaje. Przeciwnie, urzędnicy skarbowi uważnie pilnują, aby skrupulatnie płacił podatki.
Piotr Przedwojski: – Jeśli rośnie ilość regulacji, to powinno być gorzej małemu biznesowi. W Polsce być może widać to w strukturze nakładów kapitałowych według wielkości przedsiębiorstw. W ciągu ostatnich pięciu lat udział małych przedsiębiorstw (zatrudniających od 10 do 49 osób) w nakładach kapitałowych spadł z 9,5% do 7,5%. Oczywiście wzrósł udział największych – z 68% do 71%. To tyle o wspieraniu małych przedsiębiorców przez kolejne rządy.
– Chcę wrócić do sprawy złota. Mówiliśmy o tym przed miesiącem, ale to zjawisko zdaje się narastać. Szef czeskiego banku centralnego, podobnie jak Wy, nazwał szaleństwem próby chronienia się przed ewentualnym kryzysem za pomocą złota. Ale może w tym szaleństwie jest jednak metoda?
Błażej Bogdziewicz: – Złoto kupuje ostatnio Rosja, Turcja, Węgrzy i Narodowy Bank Polski. Rosja robi to, jak sądzę, aby pokazać swoją niezależność od amerykańskich obligacji, które są na świecie uważane, i słusznie, za najlepszy instrument chroniący przed kryzysem. Tutaj więc mamy motywację polityczną. Podobnie jest chyba w wypadku rządzonej przez Erdogana Turcji. Natomiast motywacji Polski i Węgier nie rozumiem. To dziwna decyzja, bo jeśli Narodowy Bank Polski rzeczywiście obawia się globalnej inflacji, to powinien kupić amerykańskie obligacje indeksowane inflacją, które dają 1 punkt procentowy ponad inflację. Z kolei inwestowanie w złoto wiąże się z kosztami, choćby związanymi z jego przechowywaniem. Reasumując – zakup złota to koszt, zakup obligacji to zysk. Warto zresztą pamiętać, że biorąc pod uwagę różne aktywa, to w długim terminie złoto należało do najgorszych inwestycji.
Piotr Przedwojski: – Spójrzmy na to racjonalnie. Złoto kupuje się albo przewidując wojnę, albo w celach spekulacyjnych. Należałoby więc zadać pytanie, czy spodziewamy się wojny, czy może zamierzamy spekulować na rynku złota? W zakupach złota przez NBP pobrzmiewa jakieś nawiązanie do przedwojennych rządów sanacyjnych, widoczne zresztą nie tylko w działaniach banku centralnego. W tym wypadku Narodowy Bank Polski zdaje się ulegać mitowi parytetu waluty w złocie.
– Wypadałoby w tym miejscu przypomnieć, że od upadku sanacji minęło niedawno 79 lat. Świat zdążył się w tym czasie mocno zmienić. Może Narodowy Bank Polski przewiduje upadek Stanów Zjednoczonych? Gdyby upadły, a my mielibyśmy ich obligacje, to klapa…
Błażej Bogdziewicz: – No tak, można snuć różne scenariusze, na przykład nuklearnej wojny między Stanami Zjednoczonymi i Chinami. Ale wszystkich scenariuszy i tak nie uda nam się przewidzieć. Pachnie absurdem. Choć wypada w tym miejscu przypomnieć, że oczywiście są na świecie ekonomiści uważający, że każdy inwestor powinien mieć w swoim portfelu trochę złota, jakąś niewielką, kilkuprocentową część. Bo ono dywersyfikuje ten portfel.
Piotr Przedwojski: Poprawia profil ryzyka.
Błażej Bogdziewicz: – Właśnie. Można się z tym poglądem wśród inwestorów spotkać, ale ja go nie podzielam. Moim zdaniem inwestycja w złoto jest bezsensowna.
– Porozmawiajmy o rynkach. Po latach wzrostów Ameryka też doczekała się korekty. Ale właśnie – korekty, czy kryzysu?
Piotr Przedwojski: Nie chcę wyrokować, bo jest na to za wcześnie, ale sądzę, że to raczej korekta. Ona dotknęła przede wszystkim indeksu NASDAQ, czyli spółek technologicznych. Powodem jest być może to, że spada oczekiwane tempo wzrostu tych spółek. Tym samym pojawiły obawy się utrzymanie wzrost zysków tych firm. Spada także efektywność zwrotu na inwestycjach, bo te spółki są już na tyle duże, że mogą nie być w stanie efektywnie wykorzystywać swojego kapitału. Amerykańskie spółki technologicznie są obecnie największymi inwestorami globalnie. Rocznie osiem największych z nich wydaje 180 miliardów dolarów na inwestycje. Ta kwota się potroiła od 2013 roku. A na to nałożył się strach przed wojną handlową między USA i Chinami. Wszystko to zniechęciło inwestorów.
Błażej Bogdziewicz: – Mamy inną opinię na ten temat. W tym roku, jeśli popatrzymy na stopy zwrotu wyrażone w dolarze amerykańskim, niemal na niczym nie dało się zarobić. Niemal nie było klasy aktywów, która dawała pozytywną stopę zwrotu. Wyjątkiem były tylko akcje amerykańskie. Od kilku miesięcy mieliśmy spadki na rynkach wschodzących, zwłaszcza w Chinach, mieliśmy spadki w Europie, przede wszystkim na mniejszych spółkach. Do tego mieliśmy bardzo dobre dane z gospodarki amerykańskiej i słabnące dane z innych gospodarek. Ameryka była koniem pociągowym całej globalnej gospodarki, ale w końcu korekta też tam przyszła. Podkreślam – przyszła, ona się tam nie zaczęła. To, że w tym roku ciężko było na czymkolwiek, poza spółkami z USA, zarobić, to efekt uboczny wcześniejszej polityki luzowania ilościowego. Na to nakładają się problemy Chin. Sytuacja tamtejszej gospodarki się pogarsza, słabnie rynek nieruchomości, niektóre firmy mają kłopoty z płynnością. Sytuacja jest trudna i staje się coraz trudniejsza.
– Ale Pekin ma dużo instrumentów, aby stymulować swoją gospodarkę.
Błażej Bogdziewicz: Ma, ale musi postępować ostrożnie. Powinien wrzucić na rynek dużo pieniędzy, ale nie bardzo może to zrobić, bo groziłoby to osłabieniem remnimbi, czyli chińskiej waluty. A jeśli ona zbyt mocno osłabnie, to chińskie firmy zaczną kupować dolary. Oczywiście, w Chinach przepływy kapitałowe są kontrolowane, ale firmy, co już nie raz udowodniły, mają swoje sposoby na ominięcie tej kontroli. Do tego dochodzi wojna handlowa ze Stanami Zjednoczonymi, która jest dla Państwa Środka przysłowiowym gwoździem do trumny, bo ona jest groźna dla najbardziej wartościowej części chińskiej gospodarki, czyli dla eksporterów.
– Ta wojna nabrzmiewa.
Błażej Bogdziewicz: – Nabrzmiewała. Ona wynika z fundamentalnych różnic, o czym mówiliśmy przed miesiącem, między Chinami i Zachodem. Te różnice trudno będzie przezwyciężyć. Wydaje mi się jednak, że Stany Zjednoczone łagodzą swoje dotąd nieprzejednane stanowisko. Prezydent Donald Trump zapowiedział już, że podpisze porozumienie z Pekinem. Nie wykluczam tego. Przy czym nie sądzę, aby to porozumienie rozwiązało wszystkie problemy, ale wydaje mi się, że pewien rodzaj porozumienia jest możliwy. Bo Chiny, będące pod presją swoich kłopotów ekonomicznych, są zmuszone do ustępstw. A z drugiej strony, najważniejszym celem Trumpa jest reelekcja. Więc naprawdę poważny konflikt z Chinami nie jest mu na rękę. Przecież oznaczałby on wzrost cen iPhonów, Nike’ów – wszystkich tych towarów, które są produkowane w Chinach. Taki wzrost cen nie byłby najlepszym kapitałem w wyścigu do Białego Domu. Więc to nie będzie pokój, a raczej rozejm. Ale to już coś.
Rozmawiał Piotr Gajdziński
Obejrzyj też wywiad z Błażejem Bogdziewiczem w CasparTV:
TAGI: Ring Caspara, rynki finansowe,